A z drzew w około niego wychodzą....bałwany. Tak! Zwykłe, białogłowe, puchate i okrągłe bałwany. Spoglądają na niego martwym wzrokiem zaszczutych zwierząt a jeden z nich ryczy głośno i wypluwa w niego wielką lawinę śniegu. To sceny rodem z wizji psychicznego ale tak właśnie jest, to widzi Rafael...
Offline
Rafael spogląda z niedowierzaniem na to co widzi, przeciera oczy i patrzy dalej. W jego głowie myśli zaczynają przyjmować kształt (Chyba kogoś naprawdę męczyło, żeby bałwany)
Arrancar aktywował szybko rezurection aby móc latać, błyskawicznie po tym wzbił się w powietrze aby przyjrzeć się sytuacji z góry.
Lawina śniegu powinna ulec prawom grawitacji, przynajmniej tak myślał Rafael.
Espada miał zamiar na oko policzyć liczbę bałwanów.
Reiatsu: 56000
Siła: 108
Wytrzymałość: 128
Szybkość: 164
Zręczność: 164
Offline
Lawina wzniosła się do góry za nim i chciała go złapać rozdzielając się na cztery macki, a na nią zaczęły wskakiwać inne bałwany. Chcąc także dosięgnąć Espady. Na dole tymczasem przybywało bałwanów a powietrze robiło się niesamowicie mroźne. Niektóre drzewa zaczęły pękać z hukiem od mrozu.
Offline
Arrancar znowu przeciera oczy można powiedzieć że był w znacznym szoku względem tego co się dzieje. Sytuacja była poważna horda bałwanów przybierała na ilości. Rafael zaczął pikować w górę aby wzbić się jak najwyżej. Arrancar liczył na to że jest jakiś ograniczony zasięg tego śniegu. Tak w razie czego zaczął ładować cero w prawej ręce.
Offline
Śnieg leciał za nim jak wielka szyja z paszczą na końcu w dodatku bałwany w nim zaczęły rzucać w niego śnieżkami, i to całkiem mocno. Jeden z nich pluł lodowymi kolcami jak z kałasznikowa. Wszystko nie robiło dużo hałasu w zimowym powietrzu. Tylko ziemia drżała trochę. Widocznie w te święta bałwany zostały opętane.....seria z lodowych kolców trafiła w Rafaela w ramię i utkwiła tam.
Offline
Arrancar staje się coraz bardziej zdenerwowany nie podobało mu się to że dostał , wystrzelił cero w kierunku przeciwników ścigających go jego tępo lotu nadal wzrastało, lecz przed śnieżnym natarciem pojawiła się ogromna 1000 metrowa ściana z kamienia która zaczęła spadać w dół, miało to zapewnić ochronę przynajmniej na razie. Rafael wzbijał się coraz wyżej, kiedy już zbliżał się do krańca atmosfery zaczął robić ogromne ilości luster skupiły one światło słoneczne na ziemi co powinno trochę ją podgrzać sprawiając że bałwany będą miały utrudnione życie.
Reiatsu: 56000-250-100=55650
Siła: 108-4=104
Wytrzymałość: 128
Szybkość: 164
Zręczność: 164
Siła cero 208
Wytrzymałość siany 256
Offline
Cero trochę ostudziło bałwani zapał a zaraz potem lawina przyrypała z basowym chrzęstem w ścianę i spadła na ziemię pokrywając okolicę białym dywanem, tak, że nawet drzewa nie wystawały. Po chwili śnieg i bałwany zaczęły sunąć i skupiać się do jednego miejsca. Powoli uformował się z nich wielgachny jak blok mieszkaniowy bałwan z wielką paszczą. Zaryczał i w Rafaela poleciał podmuch zimnego powietrza. Zdawało się, że jest tak zimne, że zamraża dźwięk i powoduje zawał z miejsca. Miało przynajmniej - 80 stopni celsjusza.
Offline
Arrancar spojrzał w stronę śniegowej godzili Wtedy na jego twarzy zawitał uśmiech i powiedział wyjątkowo cicho jakby do siebie.
- Espejo caos
W około Rafaela pojawiły się dziwne lustra odbijające światło z mocą półtora razy większą, wszystkie lustra które wcześniej skupiały światło zaczęły je odbijać to światło od kuli w której znajdował się Rafael kierując je powoli po kilku odbiciach w duł. Robić znacznie mocniej jakby energia ich znacznie się zwiększyła, całość działała jak jakaś cudowna soczewka robiąca z niczego światło o ogromnym natężeniu. Temperatura w maszynie do naświetlania szybko wzrastała powoli coraz bardziej za sprawą Luster.
Rafael spoczywał otoczony tajemniczym nienaturalnym lustrem.
Reiatsu: 55650-100-2500=53050
Siła: 104
Wytrzymałość: 128
Szybkość: 164
Zręczność: 164-26=138
Siła promieni słonecznych *1,5 i rośnie coraz bardziej zależy od tego ile razy było odbite od lustra za każdym odbiciem od lustra chaosu *1,5
Ostatnio edytowany przez Rafael (2012-12-27 17:41:50)
Offline
Bałwan zaryczał żałośnie i zaczął się powoli roztapiać, zdołał tylko machnąć łapą i ochlapać Rafaela roztapiającym się śniegiem. Powoli na ziemi zaczęło robić się bajoro z roztopionych bałwanów i z kawałkami lodu na powierzchni. Wszystko zaczęło po prostu odtajać, i to nie tylko tutaj...
Offline
Lustra dookoła spadły w dół dość szybko. Rafael popatrzył na plamę jaka pozostała po bałwanie i od razu poczuł się lepiej jakoś ten widok poprawiał mu humor. Więc patrzył jak całe to dziwne coś topnieje. Rafael nadal unosił się w powietrzu latając swoimi skrzydłami.
Offline
Bałwaniasty wielkolud roztopił się całkowicie a jego mniejsi pobratymcy poszli wkrótce w jego ślady. Okolica znów byłą spokojna i nie było już zbyt zimno, ot zwykła zima, Styczeń jakich wiele. Jakieś dzieci wyszły na dwór rzucać się śnieżkami i nie widząc unoszącego się w górze Rafaela ani nie wiedząc co tu przed chwilą się działo...co więcej cały świat uwolnił się od napadu wściekłych zimowych stworów dzięki Rafaelowi.
//Nagroda dla Rafaela - 1200dośw.18P.N. i 12g.\\
Offline
Hoffman postanawiając zrobić sobie nieco wolnego, wybrał się na przechadzkę do lasu. Od dawna nie otrzymał żadnych rozkazów, a w razie niebezpieczeństwa przełożonych, dowiedział by się o tym pierwszy, zatem nie miał powodów do obaw. Idąc przed siebie w bliżej nieokreślonym kierunku, włożył ręce do rękawów i beztrosko rozglądał się dookoła, patrząc głównie do góry na korony drzew i uśmiechając się do siebie, co wyglądało dość głupio z pewnej odległości.
- Ale ładny dzień... mimo, że to zima, też może mieć swoje uroki. Ale poważnie... mogła by być już wiosna... Jak długo jeszcze każą mi czekać na wiśnie?
Jednak chwilę później na twarz chłopaka uniesioną do góry, zaczęły spadać pojedyncze płatki śniegu. Nie minęło dużo czasu, aż wzmógł się wiatr, zasypujący go całego śniegem.
Nosz kurwa mać! Czemu zawsze w takim momencie coś musi się psuć. Ja to mam farta. Hikari, bądź dobrą dziewczynką i zrób coś z tym! Eh... nie słyszy mnie. Jasne, że mnie nie słyszy, skoro jest zapieczętowana. Cholera by to.
- Tyle ze spaceru. Wracam do domu. - powiedział do siebie z pewnym oburzeniem, po czym odwrócił się i zaczął iść drogą, którą szedł poprzednio
Karta Postaci | Zanpaktou | Klan | Historia | Kartoteka
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Offline
Ayame spacerowała sobie w najlepsze mając w nosie pogodę, czyli śnieg. Chociaż ten i tak zaraz przestał padać a słoneczko wyjrzało zza chmur. Dziewczyna rozpromieniła się i aż pisnęła z radości. Po chwili przecięła ścieżkę po której szedł Hoffman nawet go nie zauważając. Śpiewała sobie w najlepsze jakąś wesołą piosenkę. Zniknęła za chwilę za drzewami.
Jak tak dalej pójdzie to postraszę tym fałszowaniem zwierzęta w lesie
Ale co tam. Śpiewała dalej.
Offline
Hoffman widząc przechodzącą postać, niezwłocznie ruszył w jej stronę oczekując jakiejś nowej przygody. A, że zdążył zauważyć, iż owa postać jest kobietą i to najwyraźniej dość urokliwą, jego ciekawość była jeszcze większa. Niezwłocznie, ostrożnie ruszył w jej kierunku tak, aby go nie zauważyła.
Hmmm... całkiem podobna do Ayame...
Wraz ze stawianiem kolejnych kroków, jego myśli coraz to bardziej wzbierały w prawdę, aż w końcu zaląkł się.
Cholera ona jest za bardzo podobna do Ayame... A co jeśli to ona? Uganiam się za dziewczynami po lesie... sam... Będzie łomot.
Karta Postaci | Zanpaktou | Klan | Historia | Kartoteka
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Offline
Ayame nawet nie raczyła zauważyć Hoffmana. Szła sobie dalej zmieniając melodię na tą z Gumisiów. Gdzieś w podświadomości zastanawiała się gdzie się podziewa Inazuma. Dawno jej nie widziała, a Klacz zawsze się przy niej kręci.
Hm, ciekawe... pewnie została w kryjówce... I wyjada Hoffmanowi marchewki
Zachichotała gdy przemknęła jej ta myśl.
Eh, uparte to jak osioł
Jednak Inazuma nie ciamciała Hoffmanowych marchewek. Ona stała za nim. Szturchnęła go pyskiem w ramię. Podwinęła wargę ku górze jakby śmiejąc się z tego że szpieguje Ayame. Zarżała chcąc zwrócić na siebie uwagę. Jednak Ayame miała ją głęboko w...
A jednak nie ciamcia Hoffmanowi marchewek, w każdym razie jest blisko
Offline