Era Bleacha

Klon został wgniecony w podłoże. Jednak pomimo tego co się z nim właśnie działo zachował jaką powagę i spojrzał na swojego przeciwnika.
- Jakiego rodzaju umiejętności używasz? Nie można Cię zranić - powiedział i wypluł z ust trochę krwi, grając biednego pobitego chłopczynę

Głazy przygniotły klona, jednak gdy chłopak się odwrócił zaczęły się one podnosić dźwigane przez niewidzialną siłę. Następnie poszybowały w stronę shinigamiego z dużą prędkością. Jednak gdy tylko były przy nim i miały w niego uderzyć, to zostały zniszczone, a zza nich wyskoczyła dwójka przeciwników wymierzając uderzenie w przeciwnika. W tym samym momencie miał on zostać uderzony, a raczej ugodzony sztyletem trzymanym w ich dłoniach w okolice wątroby, lewego płuca, prawej strony prawej nogi w okolicach kolana, gdzie znajdowała się jedna z kluczowych żył ciała każdego z nas. Ostatni sztylet miał być skierowany w szyję, jednak w ostatnim momencie miał zmienić miejsce docelowe na świetliste oko chłopaka.

Po tej serii na zgromadzonych miał spaść śnieg. Przypominający zwykły padający wszędzie wokół jednak trochę inny od tego, który widzimy na co dzień. Gdy znajdzie się on na ziemi, to zmieni się w ostrze lodowe sople rozchodzące się w wszystkich kierunkach, które mają poprzebijać ciało boga śmierci w wielu miejscach

- Cóż to za absurdalny wzrost siły?! - spytał jeden z tam będących klonów kolejnego, po czym oboje wyskoczyli do przodu materializując w swojej dłoni miecze. Za mężczyzną zmaterializowało się natomiast pełno klonów, tamtych klonów xD. Teraz z 20 osób wykonywało cięcia w stronę przeciwnika chcąc go zarżnąć jak zwierzynę. Raz po raz rzucali się oni na niego jeden za drugim, chcąc go pociąć na plasterki.

Postacie po kolei atakowały przeciwnika na ziemi nie wiedząc, że jest on tylko kopią. Wyprowadzały cięcia w każdą część jego ciała w ogromnych ilościach, chcąc po prostu zabić przeciwnika pozbawiając go kończyn. W czasie gdy większość klonów atakowała mężczyznę osobiście trzy z nich oddaliły się nieco i tworząc mała piramidę o podstawie dwóch z nich (trzeci znajdował się na nich, stojąc im na barkach) wykonali oni kilka znaków dłońmi, po czym przed nimi pojawiła się podłużna hala w kształcie trójkąta, takiego jaki trzy postacie tworzyły. Wewnątrz niego znajdowała się iluzja jak i klony.
- Kosmiczna próżnia - powiedzieli równocześnie, a powietrze wewnątrz trójkąta zniknęło wprowadzając przy tym wszystkich w stan nieważkości.

Wszystkie klony Mikashiego rzuciły się na wrogów biorąc zamach trzymanymi w dłoniach mieczami. Każdy miał przed wpadnięciem na promień wypuścić ze swojego miecza małą falę uderzeniową, która zminimalizowałaby szkody wyrządzone przez atak. Następnie w jednej chwili każdy z mężczyzn miał zniknąć, by pojawić się kilka metrów nad kołem. Seria znaków wykonana dłońmi przez każdego klona miała być początkiem potężnego ataku. W dłoniach chłopców pojawiły się dwie rzeczy, małe tornado i kula ognia. Zrzucili oni trąbę powietrzną w dół, w sam środek okręgu, gdzie żywioł powietrzny urósł do niewyobrażalnych rozmiarów, następnie podkładając sobie pod twarz kulę ognia, wzięli oni głęboki wdech i wypuścili powietrze w stronę tornada przez kule. Stworzyło to podmuchy niczym z miotacza ognia. Tornado zapaliło się tworząc ognistą, wirującą maszynę śmierci. Rozrastała się ona we wszystkich kierunkach mając pochłonąć iluzje.

Trąba jakby żyjąc swoim życiem podzieliła się na kilka mniejszych, również rosnących, z tym że jeszcze szybciej. Każda z nich niczym olbrzymie węże ruszyła w kierunku przeciwników mając ich pożreć, niczym atakujący wąż pożera swoje ofiary. Wyglądało to jakby olbrzymia fala uderzała o podłoże rozbryzgując się wkoło. Po uderzeniu w ziemię ogień miał się dosłownie rozpłynąć we wszystkie strony, gnany przez wiatr. Atak niby mały, miał przerodzić się w olbrzymi obszarowy kataklizm.
- JESTEŚMY JEDNYM, JESTEŚMY NIEPOKONANI. LEGION, TAK MASZ NAS ZAPAMIĘTAĆ. - odpowiedzieli chórem, a atak, pochłaniał wszystko czego tknął

Klony pojawiły się wokół prawdziwego shinigamiego, po uprzednim zlokalizowaniu go wewnątrz ruin. Odsunęły ruiny, które zwaliły się na chłopaka, po czym jedne z mężczyzn wykonał mocne uderzenie w tył jego głowy, chcąc go ogłuszyć i sprawić by stracił on przytomność. Ruch raczej prosty, nie mający na celu zabicia chłopaka. Jeśli się to uda jeden z klonów znika rozpływając się w powietrzu a pozostałe ruszają dalej. Klon który się rozbił na materię pilnował leżącego, a w razie potrzeby pomógł uratować mu życie, nie budząc go