Kapitan dostał w łeb pięścią i zamroczyło go porządnie ale wcześniej zobaczył dziwne zachowanie światła...
- Jesteś kurwa nieśmiertelny? Czy to znowu nie Ty??? Kim Ty jesteś???
Kapitan wyraźnie nie był już tak opanowany jak na początku walki a z maski pod ciosami odpadły mu dwa kawałki. Jednak zdołał kopnąć przeciwnika w brzuch i odrzucić go, potem użył shunpo i oddalił się kilkadziesiąt metrów. Opadł na kolana i dyszał ciężko. Maska hollowa jeszcze była aktywna ale odpadł z niej kolejny kawałek. Lewa dloń kapitana była do niczego, przebita na wylot. W drugiej trzymał miecz.
Czy zawiodę...Seieretei...nawet gdy sam się z niego wygnałem by pokazać jak jest słabe?
- Miałeś rację... - rzekł chrapliwie w powietrze.
Offline
Gdy tylko kapitan wylądował w miejscu po użyciu shunpo mógł dostrzec, że znowu znalazł się w centrum sześcianu. Ułamek sekundy później był zanurzony w dziwnej cieczy. Wydawała się ona kilkanaście razy gęściejsza od wody i trudno było się w niej poruszać. Tymczasem na przeciwko kapitana pojawiło się 5 osób. Mężczyzna z kosą, ten odepchnięty sprzed chwili i trzy panie, które powinny być martwe po uderzeniu z kidou. Stali oni w rzędzie, a ich dłonie były czarne, z dziwnymi rękawicami. Widocznie był to jakiś rodzaj kastetu na całą dłoń. Cała piątka rzuciła się w stronę kapitana, chcąc zakończyć tą walkę w tym momencie.
Biegli oni w trzymetrowych odstępach uważając na ewentualny atak miecza. Gdy tylko wskoczyli do sześcianu. to można było dostrzec, że mogą poruszać się w nim swobodnie. Bez żadnych problemów dostali się do kapitana i każdy z nich po kolei wyprowadzał dwa uderzenia. W głowę, brzuch, ręce klatkę piersiową. Ataki na tyle silne, by zamroczyć kapitana, lecz po każdym kolejnym uderzeniu, Taicho miał stopniowo tracić przytomność, by w końcu ulec.
- Nie poprzestanę to Tobie, Gin. - powiedziała postać, która dopiero co pojawiła się niedaleko sześcianu po prawej stronie. Miała na sobie strój shinigami i maskę podobną do tej, którą wcześniej przywdział kapitan. Jednak bardziej przypominała ona sowę, niż węża.
Offline
Kapitan przebił i rozwalił na kawałki swoim ban kai gościa z kosą ale ciało odmawiało mu już posłuszeństwa i jeszcze ta dziwna ciecz...
A więc zawiodłem... - pomyślał i oberwał kastetami, jego maska się rozpadła, on sam puścił farbę ustami i bezwładnie dawał się bić...wycharczał jeszcze w cieczy plując bąblami:
- Miałeś rację, Seieretei jest słabe...być może Ty nauczysz ich czegoś....
Uśmiechnął się do wrogów i zemdlał.
Offline
Postacie zaprzestały ataku i złapały go za nogi i ręce po czym położyły na podłodze. Sześcian jak i 4 z postaci zniknęły. Zostały tylko dwie, tajemniczy mężczyzna, który pojawił się kilka chwil temu i kosiarz. Oboje stali teraz nad kapitanem zerkając na niego. Gdy tylko postać z kosą się zregenerowała, to zmieniła się w motyla i poleciała gdzieś w centrum Soul Society, ostatni chłopak natomiast ukląkł na jedno kolano i dotknął kapitana w okolicach serca.
- Na szczęście żyjesz. Uwierz, gdy to się skończy Seiretei nie będzie już takie samo. Gdy się obudzisz, wszystko będzie inne, a gdy znowu będziesz gotowy do walki, będziesz walczyć u mego boku. - powiedziałem nieludzkim głosem, po czym postać również się przemieniła i odleciała zostawiając pokonanego kapitana pośród zniszczeń.
Jednak, żeby kapitan nie mógł za dużo powiedzieć, Mikashi zostawił w okolicy jednego klona, by pilnował ruchów shinigamich w tej okolicy
Ostatnio edytowany przez Mikashi Tanama (2012-12-20 18:18:24)
Offline